Jasiek Mela ze wszystkich sił

%f1

Tego wieczoru (9.04 2015) w kinie Helios w Gdyni było dwóch bohaterów. Pierwszym z nich był Janek Mela, który został ambasadorem tegorocznej edycji Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia. Drugim film "Ze wszystkich sił". Historia niepełnospranwego chłopaka, który razem z ojcem przygotowują się do startu w IRONMAN Nicea. Historia prawdziwa. Tak samo jak prawdziwe były tuż przed pokazem słowa Janka Meli.


- Ograniczenia są w naszej głowie - mówił dzieląc się wrażeniami z przygotowań do startu w Gdyni. - Na początku jak zadzwonił do mnie Michał Drelich z propozycją startu mówiłem sobie, że to niemożliwe. Ja mam przepłynąć prawie dwa kilometry, przejechać na rowerze 90 i przebiec 21? To jakiś żart - zdradził pierwsze myśli najmłodszy i jedyny niepełnosprawny zdobywca obu biegunów polarnych. 
Michał Drelich po raz pierwszy z propozycją zostania ambasadorem Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia do Jaśka Meli zgłosił się w lipcu 2014 roku. Kilka miesięcy trwały rozmowy, aż w końcu zapadła decyzja. W listopadzie Janek poznał trenera, który pomaga mu przygotować się do startu. Jest nim Piotr Netter.

- Nie mam wątpliwości, że Janek ukończy sierpniową imprezę - powiedział. - Podzas ośmiodniowego obozu na Majorce miałem okazję poznać jego możliwości. To chłopak z charakterem. Przejechaliśmy razem 250 kilometrów na rowerze. Pływaliśmy. W ostatnim dniu powiedziałem mu, aby za jednym razem przepłynął 150 metrów, on zrobił 200. Zdąży się przygotować. Wygra kolejną bitwę w swoim życiu.
- Wystaruję, ale nie wiem czy ukończę - ripostował Mela. - Ciesze się, że ostatecznie biorę udział w tym projekcie. To kolejna przygoda w moim zyciu. Ciesze się także, że już wszyscy wiedzą o moich przygotowaniach. Potrzebuję w życiu kopniaka, który zmobilizuje mnie do działania. Teraz wiem, że wiele osób patrzy w moim kierunku, a trener zadba, abym się nie obijał.

Prezentacja ambasadora Herbalife IRONMAN 70.3 Gdynia poprzedziła przedpremierowy pokaz filmu "Ze wszystkich sił". Niespełna 90 minutowy francuski obraz zrobił duże wrażenie na widzach. Wychodząc z kina dla bardzo wielu osób jedna rzecz była wspólna. Ich oczy były wilgotne.

- Film był po prostu świetny - twierdził Marek Bartkowski, który przygotowuje się do triathlonowego debiutu w Brodnicy. - Chyba nie było osoby, która na końcu seansu, by nie płakała. Już zaczynam planować start w Ironmanie. Pełen dystans chciałbym zrobić za trzy lata.

- Poruszający, wzruszający i niesamowicie motywujący do działania - mówił Krzysiek Wiatrowski. - Film pokazuje nieograniczoną siłę i uczy wiary w niemożliwe. Bo nie ma celów nieosiągalnych, nie do zrobienia, wystarczy czegoś bardzo chcieć, a wszystko można. Warto obejrzeć historię prawdziwą i wiedzieć, że nie ma już wymówek, nie mam czasu, ochoty, nie dam rady!!!! Warto spełniać marzenia!!!

- Łzy ciekły jak głupie... - zdradziła Natalia Wodyńska-Stosik, TriMama. - Siła miłości, walka z samym sobą, pokonywanie słabości. Marzenia nie mają granic! Niemożliwe jest możliwe!

- "Ze wszystkich sił" to wzruszająca, optymistyczna historia o sile jaką daje rodzina, przyjaciele w dążeniu do spełnienia marzeń - przekonywali Gosia i Arek Jelińscy. - Opowieść o zmianie niemożliwego w dokonane. Sportowców uskrzydli, amatorów zainspiruje. Jednym i drugim da siłę do walki z największymi słabościami.
Film do kin wszedł 10 kwietnia 2015 roku. Warto znaleźć czas, aby go obejrzeć. Niewątpliwie w trudnych momentach podniesie nie jedną osobę na duchu. A póki co zapraszamy do równie motywującej lektury o Janku Meli.

Jasiek Mela o sobie…

Całe życie mnie nosi tu i tam… Po maturze wyjechałem na studia do Łodzi. Przez rok uczęszczałem na reżyserię filmową, ale nie byłem zadowolony. Zmieniłem studia na psychologię w Sopocie. Po raz kolejny, po roku studiów zrezygnowałem i przeprowadziłem się do Krakowa. Czasem warto czegoś spróbować choćby po to, by wiedzieć, że to nie to, a potem nie żałować, że się tego nie poznało. Żaden czas w moim życiu nie był zmarnowany.

Uczymy się przez całe życie. To zabawne, ale przez ponad rok wspólnego prowadzenia Fundacji, nauczyłem się więcej, niż na studiach. Co nie znaczy, że rzuciłem studia bezpowrotnie. Wręcz przeciwnie. Będę próbował dalej, mam nadzieję, tym razem świadomiej.

Kocham podróże… Są szkołą życia. Uczą pokory wobec świata. Stojąc przed gigantyczną ścianą lodowca i wiedząc, że w każdej chwili bryła lodu może się oderwać i mnie zmiażdżyć, czuję, że życie to tylko mały płomyczek, który bardzo łatwo zdmuchnąć. Wtedy doceniam to, że życie to cud. A w nim najważniejsi są ludzie. Gdy spotykam takich, którzy mówią, że coś jest niemożliwe, że czegoś się nie da, staram się udowodnić, że jest inaczej, że ograniczenia ciała są do pokonania, bo to nie nogi, a głowa wędruje do celu. Nasza siła jest wewnątrz nas.

A „niemożliwe” to tylko paraliżujące nas słowo, o którym warto jak najszybciej zapomnieć. Każda wyprawa to podróż w głąb siebie i przesuwanie granicy własnej wytrzymałości. W górach prawdziwie poznajemy drugiego człowieka. Za to kocham góry.

Uwielbiam robić zdjęcia… Malować nie potrafię, choć próbuję. A fotografia to nie tylko rejestracja, to też tworzenie czegoś, co nie istnieje. Bo przecież zdjęcie tworzy światło, a bawiąc się światłem i cieniem tworzymy coś nowego. Dla mnie aparat to jak pędzel światła.

Kocham próbować nowych rzeczy… Mam maszynę do szycia, porządnego Łucznika 877, na której próbuję szyć maskotki. Wystarczy trochę chęci i wyobraźni. Uwielbiam starocie, a w Krakowie jest oaza dla „starociarzy”. Mam swoją małą kolekcję projektorów filmowych, z moim ulubionym francuskim na korbkę z 1924 roku. Moim marzeniem jest, by kiedyś otworzyć takie małe kino, w którym wyświetlałbym filmy z początków kina na starych trzęsących się i hałasujących projektorach. Mam też kilka starych kamer, sprzęt do wywoływania zdjęć oraz całą masę tajemniczych odczynników chemicznych. Chciałbym sam kręcić amatorskie filmiki na tych starych kamerach i później samemu je wywoływać. Takie małe rzeczy dają mnóstwo radości.

Warto cieszyć się małymi rzeczami, bo to właśnie szczegóły tworzą istotę całości. Życie składa się głównie z codzienności, którą warto wypełnić pasjami i dzielić się ich efektem z innymi.
Jasiek Mela – urodził się 30 grudnia 1988 r. w Gdańsku, ale wychował w Malborku. Od końca 2009 roku mieszka w Krakowie. W 2002 roku, mając 13 lat, uległ ciężkiemu wypadkowi. Schronił się przed deszczem w niezabezpieczonym budynku stacji transformatorowej – poraził go prąd o napięciu 16 000 V. W wyniku porażenia lekarze zdecydowali o amputacji lewego podudzia i prawego przedramienia. Obecnie Jasiek chodzi z pomocą protezy nogi. Przeszedł skomplikowane leczenie, a dzięki rodzinie i wielu wspaniałym ludziom, odzyskał wiarę w siebie i sens życia. W 2004 roku razem z Markiem Kamińskim zdobył oba Bieguny Polarne – najpierw Biegun Północny, a później także Biegun Południowy. Tym samym został najmłodszym i jedynym niepełnosprawnym na świecie, który tego dokonał. W październiku 2008 roku razem z podopiecznymi Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” wszedł na Dach Afryki – Kilimandżaro. W tym samym roku podjął decyzję o założeniu własnej fundacji, która niosłaby pomoc niepełnosprawnym, szczególnie osobom po wypadkach. 29 grudnia 2008 powstała Fundacja Jaśka Meli Poza Horyzonty. Na przełomie lipca i sierpnia 2009 roku Jasiek zdobył Elbrus – najwyższy szczyt Kaukazu.



Foto: sportevolution.pl, sportografia.pl
Powrót do listy