W drodze do marzenia
Nie cel, ale droga jest najważniejsza. Moja, ponad trzy letnie zbliża się dużymi krokami ku mecie. Jeśli wszystko dobrze pójdzie spełnię jedno z najstarszych marzeń.
Dawno, dawno temu za górami, za lasami... Tak mógłby się zaczynać ten tekst. Dlaczego właśnie tak? 15 kwietnia 2016 roku, to data szczególna. Miesiąc do debiutu maratońskiego w Gdańsku. Nie wiem kiedy w mojej głowie pojawiła się po raz pierwszy myśl, że chciałbym być maratończykiem. Dawno. Miałem wtedy około 18 lat. Trochę biegałem w szkole średniej. Nawet wśród chłopaków, 99 procent uczniów, to byli faceci, w biegu na 1000 metrów miałem drugi czas. Niestety, przyplątała się jakaś choroba i bieganie się skończyło. Zwyciężył słomiany zapał.
Oddalałem się od 100 kg na wadze
Dwadzieścia lat później ponownie zacząłem biegać. Nie wchodząc w szczegóły rozpocząłem próbę przygotowania się do Biegu Westerplatte, na 10 km. Po trzech miesiącach wystartowałem. 8 września 2012 roku zaliczyłem pierwszy oficjalny bieg na tym dystansie. Czas około 53 minut. Wielka radość. Już wtedy byłem lżejszy o kilka kilogramów. Oddalałem się od 100 kg, które pokazywała mi waga. Bieganie bardzo mi się spodobało.
Dawno, dawno temu za górami, za lasami... Tak mógłby się zaczynać ten tekst. Dlaczego właśnie tak? 15 kwietnia 2016 roku, to data szczególna. Miesiąc do debiutu maratońskiego w Gdańsku. Nie wiem kiedy w mojej głowie pojawiła się po raz pierwszy myśl, że chciałbym być maratończykiem. Dawno. Miałem wtedy około 18 lat. Trochę biegałem w szkole średniej. Nawet wśród chłopaków, 99 procent uczniów, to byli faceci, w biegu na 1000 metrów miałem drugi czas. Niestety, przyplątała się jakaś choroba i bieganie się skończyło. Zwyciężył słomiany zapał.
Oddalałem się od 100 kg na wadze
Dwadzieścia lat później ponownie zacząłem biegać. Nie wchodząc w szczegóły rozpocząłem próbę przygotowania się do Biegu Westerplatte, na 10 km. Po trzech miesiącach wystartowałem. 8 września 2012 roku zaliczyłem pierwszy oficjalny bieg na tym dystansie. Czas około 53 minut. Wielka radość. Już wtedy byłem lżejszy o kilka kilogramów. Oddalałem się od 100 kg, które pokazywała mi waga. Bieganie bardzo mi się spodobało.
%f1
Lekką różnicę widać? Cztery lata temu jakby na twarzy więcej było tłuszczu :)
Wtedy też pojawiła się myśl sprzed 20 lat. Wystartuję w maratonie. Zacząłem dzikie treningi. Za dużo, za szybko, w złych butach, źle się odżywiając. Wszystko było źle. I ten obłęd w oczach. Nawet się zapisałem na start w Warszawie, wiosną 2013 roku. Aldona była przerażona. Ja nie słuchałem nikogo. Na szczęście zatrzymał mnie mój organizm. Kontuzja kolana. Ale miałem wtedy doła. Kilku miesięczna rehabilitacja i próby powrotu do biegania. Jedne dłuższe, drugie krótsze. Ciągle za szybko, ciągle z niecierpliwością.
Ale z Ciebie głupek
Pamiętam jeden z komentarzy pod blogiem. W wielkim skrócie brzmiał tak: "ale z Ciebie głupek, aby pobiec w maratonie trzeba do tego dobrze się przygotować, najlepiej przez 3-4 lata". Chyba wtedy jeszcze sobie tego do serca nie zwiąłem, ale jak widać w pamięci zostało.
Z jednej rzeczy już nie potrafiłem zrezygnować. Nie chciałem. Z aktywności. Od lekarza usłyszałem, że trzeba wzmocnić mięśnie nóg, brzucha itp. Zalecił jazdę na rowerze i pływanie. Problem polegał na tym, że wody bałem się jak ognia. Topiłem się. Nie czas na opisywanie walki z demonem, jakim był strach przed wodą i nieumiejętność pływania. Piszę więcej o tym TUTAJ. Dodam tylko, że wyszedłem kolejny raz ze strefy komfortu i nauczyłem się pływać i zostałem triathlonistą. Dwa ostatnie sezony poświęciłem wolny czas właśnie tej dyscyplinie. Kiedy dzięki treningom do triathlonu przebiegłem w październiku 2015 roku półmaraton w Gdańsku postanowiłem spróbować kolejny raz sił w maratonie.
Maszyna losująca pomogła
Postanowiłem rzucić symbolicznymi kośćmi. Jeśli wypadnie szóstka, w 2016 roku zadebiutuję w maratonie. Stało się. 1 grudnia 2015 roku dowiedziałem się, że jestem na liście startowej maratonu w Berlinie. Czas zacząć przygotowania - pomyślałem. W styczniu startował program "Aktywuj się w maratonie" pod okiem Radosława Dudycza. Lepiej być nie mogło. 16 tygodni internsywnych, profesjonalnych przygotowań, które zakończą się 15 maja 2016 roku w Gdańsku. Cztery miesiące później wyjazd do Berlina.
To już ostatnia prosta. Przygotowania do debiutu trwają w moim przypadku od trzech i pół roku. W tym czasie wydarzyło się dużo. To był wspaniały czas. Cudowna droga, bo to ona jest najważniesza.
Krok po kroku
A na koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa wybitnego wspinacza boulderowego Johna Gilla, który jest także wybitnym matematykiem: "Uwielbiam wyszukiwać skały, na które nikt się jeszcze nie wspiął, wyobrażać sobie różne drogi wejścia, a potem rzeczywiście wspinać się na nie. Oczywiście im trudniejsza droga, im bardziej przerażający wygląd skały, tym większ satysfakcja. Jest w tym coś, co można stworzyć dzięki pełnemu zrozumieniu problemu i intuicji. Człowiek odkrywa po pewnym czasie, że właściwą drogę wspinaczki można wytyczyć nie poprzez wyszukiwanie poszczególnych szczelin, krok po kroku, lecz poprzez całościowe spojrzenie na problem".
Przede mną 20 treningów biegowych, przeplatane wizytami u fizjoterpatety, profilaktycznie, godziny rozciągania i rolowania, dbania o zdrowie, aby 15 maja 2016 roku, w dniu 70 urodzin Mamy, stanąć na starcie, a następnie 42,195 kilometra później na mecie 2 PZU Gdańsk Maraton.
Marcin Dybuk